USA 1993/94: Cztery Pory w Raju: 1 Tryb nocnej wegetacji
Olbrzymia
poczekalnia powoli pustoszała. Jakiś gość z plecakiem mościł sobie legowisko
przed nadchodzącą nocą. Ogłuszający szum silników stawał się sporadyczny, by
całkowicie przed nadejściem północy zamilknąć. Lotnisko Tempelhof przestawiało się na tryb nocnej
wegetacji. Obserwacja sprzątaczek doprowadzających morgi podłóg do stanu
laboratoryjnej czystości, po cichu objawiała głębszy sens ich pracy.
Reprezentatywność międzynarodowego lotniska, oparta na typowo germańskiej
obsesji czystości oraz pełnej ładu i obłej estetyce prostoty, miała uosabiać
wszystko, czym w świadomości przyjezdnych po raz pierwszy przybywających do
Niemiec powinien na zawsze pozostać niemiecki ordung.
Czerwony plecak
ze stelażem. Jasnobrązowa, skórzana torba w prezencie od Marty. Sprawdziłem
bilet. Przyjrzałem się wizie w paszporcie, kontemplując po raz kolejny
symbolikę znaków strzegących tajemnic jakiejś niezrozumiałej, imigracyjnej
logiki. Myśli bulgotały bezgłośnie. Leniwie spajając
przeszłość z tym, co miało nadejść, zbijały się w jednolitą, pozbawiającą kontaktu z
rzeczywistością kotarę.
Czas spędzony na
pijackiej melinie, w pokoju przechodnim, w oczekiwaniu na miejsce w toruńskim
akademiku przeleciał jak piasek przesiewany na plaży
przez palce. Kombinerki pana Tadka sięgającego w pijackim amoku po
rozchwianą górną jedynkę, dla zakładu… Wieczory spędzane w Od Nowie w oparach marihuanowego dymu przy
cichej aprobacie barmanów. Zagraniczni wykładowcy filologii języków obcych, dla
których pobyt w Polsce był, o dziwo, życiową przygodą. Isabelle, z którą
spędzałem prawie wszystkie wieczory. Wszystko to układało się w serię dogorywających wspomnień, których autentyzm nieubłaganie zmierzał ku bankructwu tracąc na klarowności na rzecz bezwzględnego upływu czasu.
Ich dogasający żar ginął w łopoczącym blasku płomieni podsycanych niepewnością
tego, co może przynieść przyczajona do skoku przyszłość.
Facet w
błękitnych ogrodniczkach obsługujący traktorek do polerowania podłóg, wyrwał
mnie z letargu. Pokornie podkurczyłem nogi. Czekała mnie bezsenna noc, w deszczu światła
jarzeniówek opromieniających halę, pod naporem fal refleksji pogłębianych ciszą
lotniskowej poczekalni. Miałem niewiele lat, długi zaciągnięte na bilet przy wtórze chóru zobowiązań. Wyjeżdżałem na długo.
Toruń i wydział filologii języków obcych są związane z jakim okresem w przeszłości? Jakie to były lata? Pyta Rafał P
OdpowiedzUsuń