Posty

Wyświetlanie postów z 2013

Wietnam 2013: Karaluchy jak motyle.

Obraz
Prawie całą drogę przesypiam wyciągnięty na fotelach po środku kabiny. To jeden z tych deficytowych lotów. Od czasu do czasu stewardesy wyrywają mnie do posiłku, proponują napoje. Przełykam coś machinalnie w półśnie, jak chomik (kto wie kiedy znowu zjem coś po wylądowaniu), po czym na powrót zamykam oczy. Chłopaki też odsypiają katarską noc. Legowisko uwiera, ale buczenie pokładowej maszynerii działa kojąco. Bujany turbulencjami rozkoszuję się kołysanką szumów i odpływam w pogłębiającą się namiastkę snu. Na chwilę przed lądowaniem budzi mnie głośny gong. Komunikaty płynące z głośników skrzeczą jak gigantyczna krótkofalówka, podczas gdy obroty silników spadają. Nieważkie wnętrzności chcą pofrunąć w przestrzeń, a twarz bieleje jakby na tę krótką chwilę odpływająca z niej krew miała jakąś ważniejszą robotę. Przesiadam się na wolny fotel koło okna. Podrównikowe niebo jest nieskazitelnie czyste. Jak okiem sięgnąć, bezkresna panorama miasta rozpościera się na dnie krystalicznie przejrzystej,

Półwysep Arabski: Zamknięte Królestwo I - Geneza

Obraz
Jedną z przyjemności, do której dążę i to z powodu traumy pozostawionej przez wyrok socjalizmu skazującego pokolenia Polaków na klaustrofobię w marzeniach o życiu gdzie indziej ,  są podróże.  Jest 1981 rok. Jestem gotowy, a tu co najwyżej do Czechosłowacji mogę sobie pojechać i to z rodzicami. Długa kolejka do przejścia na moście w Cieszynie, zakupy w sklepach z lentilkami i kontrole celne w podczas powrotnej przeprawy.  Manaam się chełpi, że właśnie wydał na taśmie płytę. Zdobiąca  ją żółta nalepka informuje , że produkt pochodzi z Berlina Zachodniego, i że to pierwsza taka heca na polskim rynku! W szóstej klasie dołącza do nas koleżka, który podobno był w Holandii.  Jak on się tam dostał i czy naprawdę na wrotkach po sklepie jeździł?! Podobno jeden gość z Rybnika do Egiptu pojechał na wakacje z Orbisem. Każdy wyjazd poza demolud był w zasadzie ucieczką, sukcesem. Nawet jeżeli tylko na chwilę. Brodacz z naprzeciwka już dawno do Ameryki uciekł. Jest 1998. Znikają granice. Kupuję p

USA 1993/94: Cztery Pory w Raju: 1 Tryb nocnej wegetacji

Olbrzymia poczekalnia powoli pustoszała. Jakiś gość z plecakiem mościł sobie legowisko przed nadchodzącą nocą. Ogłuszający szum silników stawał się sporadyczny, by całkowicie przed nadejściem północy zamilknąć. Lotnisko   Tempelhof   przestawiało się na tryb nocnej wegetacji. Obserwacja sprzątaczek doprowadzających morgi podłóg do stanu laboratoryjnej czystości, po cichu objawiała głębszy sens ich pracy. Reprezentatywność międzynarodowego lotniska, oparta na typowo germańskiej obsesji czystości oraz pełnej ładu i obłej estetyce prostoty, miała uosabiać wszystko, czym w świadomości przyjezdnych po raz pierwszy przybywających do Niemiec powinien na zawsze pozostać niemiecki   ordung .  Czerwony plecak ze stelażem. Jasnobrązowa, skórzana torba w prezencie od Marty. Sprawdziłem bilet. Przyjrzałem się wizie w paszporcie, kontemplując po raz kolejny symbolikę znaków strzegących tajemnic jakiejś niezrozumiałej, imigracyjnej logiki.  Myśli bulgotały bezgłośnie. Leniwie spajając przeszłość z

Azerbaijan/Iran 2008: Next time around, you better lose!

Obraz
It was slowly getting cold and the thrill of the journey's initial, autumn sunlit hours had receded into oblivion. At the Wuppertal gas station, the October evening didn't bode for one of prismatic luster to any great extent. Traffic was anything but dense, yet there was still a lengthy road to travel. The only cars tanking up at this point were ones with local license plates, probably on their way home. The station was sort of nondescript – small, essentially hidden despite being just next to the highway. No restaurant or motel. Just pumps, bathrooms, snacks and soft drinks; a momentary stop of necessity, to keep from running out of gas. I'd been in the blatantly possessive embrace of hopelessness for quite a while by the time the clock's hands were aligned on the twelve, and the temperature was approaching zero.  Following a period of complete inactivity that stretched on for an eternity a small, dilapidated Ford Fiesta with Berlin license plates pulled up. Its driv

Francja 2013: Eutanazja w Arktyce

Tym razem garderobę dzielimy z Francuzami. Jest ich pięciu. Wchodzę do niewielkiego pomieszczenia. Sięgam po plecak i czegoś w nim szukam. Pytam po ichniejszemu jak się udał koncert. Robię przy okazji jakieś uwagi na temat nagłośnienia. Wydaje mi się, ze dla większości z nich jestem pierwszym napotkanym Polakiem. Przysłuchują mi się z taką uwagą jakbym wygłaszał kazanie na górze, a ja tylko coś o francuskich serach i kiełbasach wspominam. Ich uwadze towarzyszy zdziwienie. Też bym się dziwił widząc pierwszego Eskimosa, który nawija po polsku, gdy tak siedzimy sobie w igloo. Jego żona popija ciepły mocz, podczas gdy my, literacką polszczyzną, roztrząsamy kwestię eutanazji budzącej kontrowersje nawet w Arktyce.

Rumunia 2013: Nie czujesz, że żyjesz?!

Obraz
Lotnisko w Bukareszcie robi takie samo wrażenie jak przed czterema laty. Żadne. Hala główna trochę jak na krakowskim Janie Pawle II, z tą różnicą, że na zewnątrz wciąż trwają jakieś prace budowlane. Ruxandra czekała już na nas z kierowcą. Tak samo czekała siedem lat temu, gdy opiekowała się naszym zespołem jako dwudziestoletnia dziewczyna studiująca jakąś protezę angielsko-francuskiej filologii. Przybyło jej lat i kilogramów. Niezmienne pozostało poczucie humoru. – Zawieźć was dzisiaj chłopaki na striptiz? Pierwszy występ mieliśmy zagrać w Ploiesti. Udaliśmy się tam busem prosto z lotniska. – Jakby zaczęło śmierdzieć, to znaczy, że dojeżdżamy – wyjaśniła Ruxandra. Ploiesti jest sercem rumuńskiego zagłębia gazowo-naftowego. To właśnie przy pomocy wydobywanej tam ropy Hitler, ówczesny sojusznik Rumunii, napędzał realizację pierwszej fazy swojej autorskiej koncepcji podboju świata. Smrodu nie czuliśmy. Gdzieś, po śród pól na moment zamajaczyło ramię żurawia pompowego. Brandzlowało zie

Europa 2013: Wydajniejsza alternatywa dla fotosyntezy.

Obraz
Wiosna, astronomiczna już od siódmego lutego, to czas zjawisk nabierających rozpędu. Wszystko nabiera tempa i rozmiaru. Marcowe koncerty na rozgrzewkę po długiej zimie 2012, w towarzystwie azerbejdżańskiego pianisty – Elchina Shirinova były powrotem zespołu na ambony kameralnych świątyń muzyki. W krakowskim "Harrisie", radlińskim MOK-u i wałbrzyskim "Apropos" (w tym ostatnim jedynie sporadycznie zakłóconym przez odurzone alkoholem organizmy znad koryta) atmosfera sprzyjała zarówno kreacji jak i odbiorowi, mikrokosmicznej symbiozie nadawcy i odbiorcy. Crossinspiring? Dwunastodniowa przerwa przed występami na Węgrzech wystarczyła na ustabilizowanie energii życiowej, na wylizanie ran po podróżach przynoszących spotkania z nieznajomymi. Postawa pełna otwarcia, potrzebna dla powiedzmy twórczej ekspresji bywa jak miecz obosieczny. Pomaga emanacji piękna, stając się jednocześnie kanałem zwrotnym, dla energii zachowań bliźnich operujących na innym poziomie inteligencji emo

Belgia 1992: Lepsze czasy

Obraz
Decyzja zapadła. Jedziemy obczaić co u Dudusia. Paluch przy okazji kupi sobie w Paryżu tańszy bilet do USA. Czas był dobry. Zero obowiązków czy zobowiązań wobec kogokolwiek. Mijał bez pracy. Bez pieniędzy...  Z Dudusiem nic mnie w sumie nie łączyło, oprócz tego, że kiedyś zaprosił mnie na chatę, podał lufę nabitą materiałem własnej produkcji i tak się zaczęła przygoda, a że do pierwszego razu zawsze lgnie sentyment długo się nie zastanawiałem. Paluch załatwił jego belgijski adres od dziewczyny z szóstki, do której kiedyś Duduś coś tam podobno pisał… Po całodobowej podróży, z przerwą na nocny bezruch w autostopie i sen pod chmurą dotarliśmy do Paryża. Nocleg jak zwykle u Doroty, w wynajmowanym przez nią  Chambre de bonne . Tym razem w siedemnastej dzielnicy. Przy  Rue de Ranelagh , tuż obok ówczesnej czeskiej ambasady. W sumie to nieźle wypasiony skrawek miasta. Szykowna brama wejściowa. Równie szykowne pomieszczenie przedsionka klatek schodowych i ta podejrzliwie reagująca na nasze p