Polska 1989: Śmierć syna
Szesnastoletni
Kamil nie wracał do domu. Ojciec położył się wcześniej. Mama nie spała do
północy. Rano wykonała pierwszy telefon. Piotr, kolega z koła wędkarskiego, w
żaden sposób nie mógł jej pomóc. Ojciec od rana w milczeniu siedział przed telewizorem.
Zrobił sobie jajecznicę na boczku z cebulą i herbatę z cytryną i miodem
spadziowym. Mama koło południa zadzwoniła do miejscowego komisariatu by
powiadomić oficera dyżurnego o zaginięciu małoletniego syna. Krótki rysopis -
znaki szczególne...Do późnych godzin nocnych nie zmrużyła oka w oczekiwaniu na
wiadomość. Jak zwykle ułożyła rzeczy na jego biurku. Poprawiła ubrania
porozrzucane w szafie. Wygładziła pościel. Gdy wieczorem w pokoju dziecięcym
gasło światło, na chwilę uchylała drzwi. Jego równy oddech uspokajał przed
pójściem do łóżka. Ojciec rzadko tam zaglądał. Jadał obfite kolacje. Chadzał
spać wcześniej. Sen nadchodził szybko.
Kolejne dni nie przynosiły zmiany. W
życie uszczuplonej brakiem syna rodziny wkradała się beznadzieja, ta zaś, z
upływem kolejnych tygodni przemieniła się w milczącą rutynę. Święta Bożego
Narodzenia, jego urodziny, Wielkanoc i zawsze wyczekiwane przez mamę wspólne
wakacje. U babci. Bez ojca.
Pod koniec listopada, w wigilię urodzin głowy
rodziny, wśród folderów i korespondencji na temat stanu konta w regionalnym
banku, pojawił się list. Od niego!
Kamień na twarzy ojca skruszał w dawno
niećwiczonym półuśmiechu.
- Mamo!
Kamień
na twarzy ojca.
Komentarze
Prześlij komentarz