Polska 2013: Beduin ze Śląska
Nie dość, że urodziłem się
na Górnym Śląsku, w Wodzisławiu Śląskim, w którego nazwie przymiotnik „śląski”
wyraźnie podkreśla przynależność regionalną miasta, to jeszcze przez całe życie
na Śląsku mieszkałem, nie licząc przerw na studia i podróże. Nie znaczy to
jednak, że jestem Ślązakiem. Na Śląsku nie obowiązuje bowiem prawo ziemi tak
jak w USA czy Rosji, gdzie z tytułu urodzenia na danym terenie można ubiegać
się o uznanie za obywatela kraju. Zakodowane od urodzenia przekonanie, że się
jest Ślązakiem nie wystarcza, żeby przez Ślązaków zostać uznanym za Ślązaka.
Potomek przyjezdnych urodzony w krainie węgla kamiennego dorasta zatem w
iluzorycznym poczuciu Śląskości. Naturalnym kwalifikatorem lub
"dyskwalifikatorem", rozstrzygającym ostatecznie kto jest kim, jest
powszechnie używana, charakterystyczna dla tego regionu gwara. Nie sposób
bowiem mową Ślązaków władać nie wyssawszy jej z mlekiem matki-Ślązaczki. Krótko
mówiąc ten jest Ślązakiem, kto gwary nauczył się w domu.
Kiedy chodziłem do podstawówki nie chcieliśmy się bawić z jedną Polką, bo była
protestantką i nie chodziła z nami do kościoła na religię oraz z pewnym
Ślązakiem, bo śmiesznie mówił. Polscy osadnicy – przeważnie młodzi, silni,
odważni i, co istotne, nieżonaci mężczyźni od połowy lat siedemdziesiątych
pełni determinacji masowo przyjeżdżali na Śląsk za chlebem, do pracy w
kopalniach węgla kamiennego. I choć ich małżeństwa ze Śląskimi dziewczynami
dopiero zaczynały zaburzać etniczną jednorodność regionu, to już pod koniec lat
siedemdziesiątych miejskie szkoły były prawie zupełnie zdominowane przez dzieci
przyjezdnych. Dominowała również ich chłopo-robotnicza polszczyzna, na skutek
czego Śląskie dzieci wstydziły się mówić we własnym języku. Nie chciały się
dekonspirować tą charakterystyczną, zaśpiewującą w górnych rejestrach, zabawną
melodią regionalnej gwary. Nie oznacza to, że Polacy i Ślązacy żyją w stanie
jakichś animozji na tle kulturowym, choć trudno jest mówić o asymilacji.
Wyjątki jedynie potwierdzają regułę. Śląsk przez długie lata pozostawał
odizolowaną enklawą, z własnym językiem, tradycjami, kopalniami. Dopiero pod
naporem fali silnej, niewykształconej młodzieży napływającej z polskich wsi,
jego mieszkańcy ostatecznie poczuli, że Śląsk już od trzydziestu lat stanowił
część ówczesnej Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Tak oto przyjezdni
wkomponowali się w przyszłość regionu, a współistnienie obydwu grup stało ich
przeznaczeniem.
Urodzony na Śląsku mam korzenie na wschodzie. Moja prababka ze strony ojca
miała ukraińskie imię - Paraskewia… Nie wiem, czy to oznacza, że mam ukraińskie
pochodzenie, jedno jest jednak pewne: w czasach, gdy żyła, dzisiejsze polskie
pogranicze wschodnie stanowiło praktycznie centrum przedwojennej II-giej
Rzeczypospolitej, zaś Polacy byli na wschodzie mocno z Ukraińcami przemieszani.
Jako dziecko zdarzało mi się odwiedzać rodzinę zamieszkałą niedaleko
dzisiejszego polsko-ukraińskiego odcinka granicy Unii Europejskiej. Tam zawsze
nazywali mnie Ślązakiem. Na ziemi, na której przyszło mi się urodzić uważany
jestem jednak za przyjezdnego. Taka cygańsko-beduińska tożsamość, z tą różnicą,
że nie jestem zakorzeniony w żadnej regionalnej tradycji czy kulturze.
Tożsamość schizofreniczna… Czuję się Polakiem, a jednocześnie jestem bezdomny.
Może dlatego pokochałem jazz - muzykę ludzi z miasta, przyjezdnych,
wykorzenionych. Muzykę, która nie bije pokłonów żadnej kulturze ani tradycji.
Muzykę, która wręcz neguje tradycję, bowiem z uwagi na swój improwizacyjny
charakter kłania się jedynie przed ludzkim indywidualizmem.
Pozbawiony prawa do przynależności nabyłem prawo do obserwacji. Los cisnął mnie
na dziewiąte piętro wieżowca. Odbierając mi typową dla życia w przydrożnej
chałupie intymność, obdarzył mnie szeroką patrzenia na świat perspektywą -
widokiem na góry na południowym horyzoncie „dewoalowane” sporadycznie przez
wietrzną pogodę, zaporę leśną chroniącą niegdyś miasto przed zanieczyszczeniami
przemysłowymi, dwie elektrownie, pięć czy sześć kopalń oraz liczne hałdy. Żeby
nie zapomnieć, że nie jestem u siebie…
Komentarze
Prześlij komentarz