Posty

Vietnam/Laos 2015-16: Master of His Own Captivity and Mistress of Her Own

Obraz
December. It has a way of stealing warmth. A strange thief, one who, instead of taking, feeds dreams of spring.   In Saigon, it’s over thirty degrees, but I don’t have time to enjoy the atmosphere. Jet lag and a temporary sense of world-shift, this isn’t the food, these aren’t the hours, this isn’t the pace. Still, I feel like I’ve met more people in the first week here than I did all year in Europe. Foto IG @intuitive_venture_photo Some things change, some things stay the same like uncertainty. In the heart of the first district, in the lobby of one of the hundreds of hotels camouflaged in side alleys, I run into Naud again. The Dutchman’s been here for a year. He makes a living with remote translations and unleashes ADHD monologues in his interactions with real people. He’s swollen from local beers and is already mumbling something in Vietnamese. On the main promenade for drunk tourists, a woman grabs me by the arm. She offers something off the grill. Does she recognize me? ...

Vietnam 2025: The Khmer, the Coconut Religion, and Fighting Buddhism – A Postcard from the Mekong Delta

Obraz
We turn off the main road. These endless trips to Saigon have started to feel like a jazz drummer’s snare—repetitive, relentless. One time for a new visa, another for a meeting, then just to escape the small-town routine and take a deeper breath in a city of fifteen million. This time, the bypass pulls us straight into urban hell. Traffic thickens, moving sluggishly through the city's clogged arteries. The road is wedged between rows of buildings—houses, cluttered shops, rusting corrugated metal, makeshift plumbing, excavator parts, scrapyards. Everything is slick with grease, reeking of gasoline. A lone three-story house looms over a sprawling market-warehouse, surrounded by a swarm of trucks. These guys don’t mess around. They barrel in and out, horns blaring, squeezing the already constipated street into an even tighter chokehold. We veer off onto a packed highway-market. The air is thick with the hum of Tết preparations. The Lunar New Year is just around the corner, a big deal ...

Poliglotyzm: Wietnamski - nieustanna tresura swoich użytkowników

Obraz
Język wietnamski jest schizofreniczny! Zmusza do postrzegania siebie z różnych perspektyw. Nie pozwala przyzwyczaić się do tego jednego jedynego JA, niezmiennego w relacjach ze zmieniającymi się rozmówcami, ich wiekiem, płcią i statusem społecznym. JA świata Zachodu jest utwardzone, zawsze takie samo i zawsze pełne siebie. Wietnamskie JA po prostu nie istnieje. Charakter języka Wietnamczyków nie dopuszcza do rozkwitu JA w tym niezmiennym zaimku, w słowie reprezentującym postrzeganie siebie z tej ostatecznej perspektywy. Język wietnamski nieustannie tresuje swoich użytkowników. Ta zmienność miejsca w szeregu, co jak nastroje pompowane estrogenem tańczą a podporządkować się nie chcą, jest wpisana w jego naturę. Coś, do czego trzeba się długo przyzwyczajać, gdy się tu wkracza z takiej Indoeuropy. Taki język zmusza do myślenia o sobie jak o kimś innym. Nie dość, ze JA to od teraz zawsze ON, to jeszcze nieustannie nie ten sam ON. Wczoraj byłem starszym bratem jakiejś młodszej dziewczyny obs...

Azerbejdżan/Iran 2006: Następnym razem trzeba przegrać!

Obraz
Powoli robiło się zimno. Podniecenie pierwszych godzin podróży w blasku jesiennego słońca odeszło w niepamięć. Październikowy wieczór na stacji w Wuppertalu nie zapowiadał atrakcji. Ruch bynajmniej nie tężał, a do przebycia jeszcze szmat drogi. Już tylko samochody na miejscowych rejestracjach tankowały przed powrotem do domu. Stacja jakaś trefna - mała i choć przy autostradzie to w sumie zakamuflowana. Żadnej restauracji czy motelu. Dystrybutory, kible, przekąski i napoje. Chwilowy przystanek do tankowania z konieczności. Gdy wskazówki zegara zbiegły się na dwunastce a temperatura spadła do trójki beznadzieja już od jakiegoś czasu bezwstydnie obściskiwała mnie w swych zaborczych ramionach. Po kwadransach kompletnego bezruchu  dłużących się w nieskończoność  nadjechał niewielki pojazd. Rozklekotany ford fiesta na berlińskich rejestracjach. Jego kierowca, młody chłopak o ciemnej karnacji szybko zatankował i wypił kawę. -Nie ma problemu – odparł po angielsku zapytany czy zabierze...